Strony

niedziela, 8 października 2017

PROBLEMY Z MYDŁEM - GLICERYNOWE RZEKI

Witam

W ostatnich dwóch wpisach było o technice zwanej butterfly swirl. Wspominałam tam też o tzw. "glicerynowych rzekach" które czasem pojawiają się w mydle. Tematu jednak nie rozwijałam lecz ledwie nadmieniłam. Dlatego pomyślałam, że fajnie byłoby c więcej o tym napisać. 



Glicerynowe, drobne lub nieco większe żyłki, odrobinę ciemniejsze niż reszta mydła lecz lekko przezroczyste określane są po angielsku jako "cracking effect" lub "glycerin rivers". 
Mam akurat świeży przykład jak mogą wyglądać, choć bywa, że jest ich o wiele więcej i są znacznie grubsze. W moim mydle wyglądają tak:

 Zdjęcie jest nieco przyciemnione aby  glicerynowe rzeki były lepiej widoczne


Tu w powiększeniu widać je w pełni





 Tu są drobne, delikatne i nie rzucają się aż tak w oczy ( na zdjęciach bardziej je widać niż w rzeczywistości). Czasem jednak wyglądają jakby mydło miało pęknięcia na przykład tu.


Skąd one się biorą?

Gliceryna jest naturalnym produktem powstałym w procesie saponifikacji.  Normalnie jest ona rozproszona równomiernie po całym mydle ale w momencie gdy zachodzą pewne okoliczności związane z temperaturą roztworu mydlanego w trakcie zmydlania, wtedy gliceryna ścina się ( po angielsku określają  to - "congealed together during saponification", w razie czego proszę poprawić moje tłumaczenie) , stając się bardziej widoczna i tworząc w ten sposób snujące się, transparentne żyłki.

Generalnie mówi się, że jeśli nie chcemy mieć glicerynowych rzek to nie doprowadzajmy do fazy żelowej. Innymi słowy schładzajmy mydło aby nie uzyskało zbyt wysokiej temperatury w czasie saponifikacji. Niektórzy radzą też zredukować ilość wody w recepturze.

Powyższe wskazówki wynikają z własnych doświadczeń osób zajmujących się wytwarzaniem mydła. Nie tłumaczą jednak o co w tym dokładnie chodzi.  

Na szczęście, wyjaśnia to Kevin Dunn, chemik i autor książki "Scientific Soapmaking".
Na jednej ze stron internetowych znalazłam artykuł, w którym pan Kevin pisze, że glicerynowe rzeki mogą pojawić się wtedy gdy zachodzą dwa czynniki:
  • mydło zawiera w recepturze dużą ilość wody ( wysoko-wodne)i przechodzi fazę pełnego żelowania
  • mydło zawiera barwniki z rodzaju tlenków np. dwutlenek tytanu
To co jest tu istotne to to, że mydło wysoko-wodne( mydło standardowe ma mniej więcej 30% NaOH i 70% wody)przechodzi fazę żelową co prawda w niższej temperaturze niż mydło nisko-wodne ale za to proces ten trwa dłużej. Takie mydło jeżeli jest potraktowane standardowo a więc przykryte ręcznikiem bądź włożone do piekarnika ( na 60 stopni C) przechodzi fazę pełnego żelu. Konkluzja jest taka, że pełna faza żelowa i dłuższe pozostawanie w tej fazie są warunkiem do tego aby mydło uzyskało glicerynowe rzeki.   

Jednak aby pasma transparentnych żyłek  pojawiły się, konieczne jest aby wystąpił również czynnik drugi czyli mydło musi być zabarwione np. dwutlenkiem tytanu. W tym wypadku chodzi o to, że tlenki mają gęstą strukturę a zarazem są dobrze kryjące i te cechy sprawiają, że bardziej uwydatniają glicerynowe rzeki niż rzadsze barwniki w płynie czy też miki. 

Na szczęście mogę uspokoić że glicerynowe żyłki są tylko defektem kosmetycznym i nie sprawią, że mydło będzie niezdatne do użytku. Za to jeżeli są grubsze lub występują w kępkach w jednej części mydła to właśnie w tej strefie może być ono bardziej miękkie.  

Co zrobić aby zminimalizować możliwość pojawienia się glicerynowych rzek?

Można zastosować parę trików:

  •  obniżyć temperaturę mydła w trakcie saponifikacji aby nie wystąpiła faza żelowa np. włożyć je na jakiś czas do zamrażalki czy lodówki
  •  zredukować wartość wody w recepturze
  •  dokładnie mieszać barwniki szczególnie jeśli stosuje się tlenki i zamiast w wodzie rozpuszczać je w jakimś lekkim oleju (np. słonecznikowym) 
  • uważać na niektóre olejki podwyższające temperaturę oraz dodatki zawierające cukier np mleko, soki owocowe 
Jeśli chodzi o punkt pierwszy to tutaj przygotowujemy mydło tak aby temperatury olejów i ługu były w granicach 35 stopni C a potem wkładamy je na kilka godzin do lodówki lub zamrażalki. Można też próbować po prostu nie owijać mydła ręcznikiem ale nie zawsze to może wystarczyć.

Redukcję wody robiłam ostatnio z pozytywnym rezultatem o czym wspominałam już w poprzednim wpisie. Teraz chciałabym jednak dokładniej o tym napisać. Postaram się streścić przypadek jak najkrócej.
Najpierw zrobiłam mydło w który było w przybliżeniu 69,23% wody a NaOH niecałe 30%. Nie było to mydło wysoko- wodne bo mieściło się w normie. Jednak z uwagi na to, że dodałam tam barwniki w proszku rozpuszczając je w wodzie, automatycznie jej ogólna ilość się zwiększyła. Nie wiem dokładnie o ile ale mogę założyć że było to nie mniej niż 26 gram bo tyle mniej więcej ważą dwie łyżki stołowe wody ( zależy też jaką mamy tą łyżkę). Z nowych obliczeń wynika, że w rzeczywistości było to w przybliżeniu 71,16% wody destylowanej i niecałe 29% NaOH. To mydło było przykryte ręcznikiem i w efekcie uzyskało glicerynowe żyłki.
W kolejnej recepturze zredukowałam wodę. W przybliżeniu było to 67,83% wody i przeszło 32% NaOH aczkolwiek tu też muszę doliczyć dodatkowe gramy wody dodanej do barwników a więc 30 gram ( podzielone na cztery barwniki, łyżki tym razem niepełne). W sumie, receptura zawierała 70,22% wody i 29,78% NaOH. Mydło było w takiej samej formie i tak samo przykryte a glicerynowe rzeki tym razem się nie pojawiły. Różnica w ilości wody między jednym mydłem a drugim to prawie 1%. Dla pewności zrobiłam jeszcze raz takie samo mydło - 70,22% wody i 29,78% wodorotlenku sodu co dało identyczny rezultat czyli brak defektów.      

W punkcie trzecim chodzi o to aby nie dodawać jeszcze więcej wody do receptury, wiąże się to z redukcją wody - patrz punkt drugi. 

W ostatnim punkcie mam na myśli to ,że jeżeli chcemy dodać składnik o którym wiemy że ma tendencję do podwyższania temperatury w trakcie saponifikacji to albo nie dodawajmy do koloryzowania już wtedy tlenków albo szykujmy się na mocne chłodzenie mydła - patrz punkt pierwszy.  
Sama się przekonałam, że glicerynowe rzeki bardzo często pojawiały się w moich mydłach z dodatkiem właśnie mleka ale tylko wtedy gdy rozjaśniałam je dwutlenkiem tytanu. Zdjęć jednak nie posiadam(a szkoda).
  
Glicerynowe rzeki nie są na szczęście jakimś dramatem, czasem mogą nawet fajnie podkreślić wygląd mydła więc nie warto się nimi aż tak zadręczać. Co ciekawe podobno kiedyś robiono mydła specjalnie w taki sposób aby było widać duże, glicerynowe rzeki  bo to świadczyło o tym że mydło jest faktycznie naturalne, bez ulepszaczy.    
A jakie Wy macie doświadczenia z glicerynowymi żyłkami, czy zgadzacie się z tym, że występują tylko przy użyciu tlenków i w mydłach z dużą ilością wody?  


         


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz